wtorek, 18 lutego 2014

Chapter 1

Chapter 1

Zawsze byłam dziewczyną, która szanowała oraz doceniała wszystko co ma. Mieszkałam z mamą w przytulnym domu, który wyróżniał się swoją elegancją od innych. Mieliśmy tyle pieniędzy ile było nam potrzeba, bo mama często miała sporo płatne delegacje, przez co nie było jej w domu od czasu do czasu. Lecz tym razem wyjechała na dłużej- czekały mnie cztery noce spędzone w domu sam na sam. Nie obawiałam się niczego, mieliśmy silnie zabezpieczone drzwi i dużo czujników, bo moja matka zawsze powtarzała, że najważniejsze jest bezpieczeństwo. Huh, raczej nie było to potrzebne, bo mieszkamy na totalnym odludziu koło lasu, a jeśli chce się pójść do najbliższego innego domu albo sklepu, trzeba przejść właśnie cały ten lasek, o którym wspomniałam. To czekało mnie właśnie tamtego dnia; pragnienie napicia się czegoś było silniejsze ode mnie, a woda w domu się skończyła.... A jeśli mam być szczera, to nie przepadam za kranówką. Letni wieczór, było po dwudziestej trzeciej, totalny zmrok, a ja miałam do przejścia kilkaset metrów do sklepu. Kiedy wracałam już do swojego ukochanego mieszkania trzymając pod pachą wymarzoną butelkę z napojem, zrobiło mi się okropnie zimno, i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie było mądrze iść tylko w koszulce na długi rękaw, mimo tego że było lato.
Zaczęło dziać się coś dziwnego. Czułam że coś...lub ktoś za mną idzie. Po prostu byłam pewna że tam ktoś jest. Bez względu na to że coś mogło mi się stać, tylko przyśpieszyłam krok, głęboko oddychając. Niepokój ogarnął cały mój umysł i zabronił mu działać na tyle, żeby podjąć jakieś racjonalne decyzje. Moje kroki stawały się coraz szybsze, tak samo jak i oddech. Nagle poczułam krwiożerczo zimny oddech na mojej łopatce, który przeszywał się przez koszulkę i sprawił że moja skóra momentalnie dostała gęsiej skórki. Zatrzymałam się i zacisnęłam zęby. Albo to moja wyobraźnia dostaje świra na punkcie tego miejsca i godziny, albo naprawdę coś jest nie tak. Samochody, ani ludzie nie jeżdżą i nie chodzą tędy o tej porze, wiem to, bo mieszkam tutaj od urodzenia. To było jak jakiś chory koszmar. Nieznajomy położył swoją dużą i parszywie zimną dłoń na moim ramieniu, ale po chwili ją zabrał- jakby musnął opuszkami palców, ale zrezygnował ze mnie. Do oczu napłynęły mi łzy, nie mogłam tak dłużej wytrzymać, niepewność to coś, czego nienawidzę, ale stopy ''przyrosły'' mi do asfaltu i nie mogłam pobiec. Musiałam się odwrócić. Zacisnęłam zęby i najpierw niepewnie obróciłam głowę w tył patrząc przez ramię. Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się już cała w tamtą stronę. Tylko droga, która ciągnęła się wgłąb pustki. "Głupia, po co tak panikowałaś?"- skarciłam się w myślach, złapałam się za klatkę piersiową i przymknęłam oczy uradowana. To tylko moja wyobraźnia, to tylko wyobraźnia. Powtórzyłam sobie to zdanie kilka razy, ale kiedy podniosłam powieki wręcz odskoczyłam. Przede mną stała jakaś nieznana moim oczom, a tym bardziej umysłowi postać. Był to chłopak, mężczyzna, wyglądał na młodego, chociaż starszego ode mnie, jednak budził we mnie okropny strach. Cóż, kimkolwiek był, nie był normalny. Czarny płaszcz prawie do kolan w którego kieszeniach trzymał ręce, roztrzepane włosy i uśmieszek sadysty. Więcej nie zdołało mi się zauważyć, bo panowała maksymalna ciemność. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. Nie miałam zamiaru krzyczeć i wołać po pomoc, bo i tak nikt mnie nie usłyszy. Idiota, zachciało mu się straszyć dziewczynę, której nawet wcześniej na oczy nie widział. To musiały być jakieś głupie żarty.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! - krzyknęłam, ale potem tego żałowałam, zacisnęłam więc usta i ugryzłam się w język.
- A kim chcesz żebym był? - odpowiedział ochryple; jakby zdarł sobie gardło i spojrzał na moją sylwetkę, całkowicie zwodząc mnie "pytaniem na pytanie" z tropu.
- Nie baw się ze mną, tylko powiedz o co ci chodzi, bo chciałabym dojść spokojnie do domu. - powiedziałam z lekkim oburzeniem, ale i niewinnością jednocześnie cofając się coraz bardziej, żeby oddalić się od nieznanego chłopaka.
Nic mi nie odpowiedział, po prostu mnie zignorował i zaczął się śmiać, a ja miałam tą dziwną ochotę żeby mu przywalić, choć każdy wie, że za nic bym tego nie zrobiła. Za bardzo się boję, kto wie jak mocno mógłby mi oddać? Miałam zamiar skończyć to beznadziejne spotkanie. Ba, i tak byłam z siebie dumna, odezwałam się do jakiegoś psychola.
Odwróciłam się w stronę domu i zaczęłam biec ile sił w nogach, dalej trzymając wodę pod pachą. "A kim chcesz żebym był?"- te słowa odbijały mi się w głowie jak echo, sprawiały że po moich plecach pojawiały się dreszcze, a umysł szalał od mętliku. Zapomniałam że czekały mnie jeszcze noce samotnie spędzone w domu.
Nie widziałam wtedy, że cały ten koszmar dopiero się zaczął.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~**********~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Pierwszy rozdział. Pogrubiłam napis "zmrok", bo to właśnie od tego pochodzi tytuł tego fanfiction czyli "Nightfall", bo bohaterowie pierwszy raz spotkali się w zmroku. :) Nie będę nic więcej zdradzała, wiem, jestem zła, he. Nie wiem kiedy nowy rozdział, nawet o to nie pytajcie. Dziękuję za przeczytanie, proszę o komentarze dotyczące opowiadania. ;)






sobota, 15 lutego 2014

Prolog

Prolog
Jak można kochać koszmar? Tak jak można kochać oglądać horrory. Czujesz ten strach, boisz się, ale chcesz więcej i ciągnie Cię do tego. 
Tak było w moim przypadku. Pokochałam coś, kogoś, kto nie kochał i nie był do tego zdolny. Przynajmniej tak myślałam.
Jak człowiek bez serca. To okropne, że te powtarzające się sytuacje, uzależniły mnie jak narkotyk. Nie mogłam przestać. Uzależniłam się od jego spojrzenia, od jego oczu, od jego twarzy, od jego włosów... To było coś okropnego. Nie mogłam się już od tego uwolnić.
....Nie mogłam uwolnić się od niego. 
 




Heeej! Dopiero prolog. Mam 836489364 pomysłów na minutę! Chciałam tylko jeszcze napisać, że mam na imię Karolina. Następny rozdział pojawi się wkrótce! Lots of love xx